Tradycja początku sezonu

Od kilku lat mamy tradycję na początek sezonu. Początek sezonu weekendowych wycieczek na łono natury, najczęściej na nasze ukochane Kaszuby. Otóż jedziemy z 60 km od domu, do malutkiej wsi Zawory. Tam przy pustym pomoście, chłoniemy wiosenne zapachy i ładujemy baterie. A potem jedziemy do Chmielna do Gościńca Skolimówka, gdzie zawsze wybieram talerz pierogów. Mieszanych, bo nigdy nie mogę się zdecydować, które są lepsze!

I chociaż w tym roku towarzyszył nam śnieg, to nie mogę się doczekać całego sezonu. I tych weekendowych wycieczek po mojej pięknej okolicy.

Ścieżka dźwiękowa-X Ambassadors – Fear

Plany wyjazdowe.

Ten rok pokazał mi, że człowiek sobie planuje, a i tak los ma na niego swój plan. I cóż, nie ma co z tym walczyć. Ale mimo tego wszystkiego, posiadam pewne plany na tegoroczne wyjazdy. Takie planowanie daje mi naprawdę dużo. Jakoś tak mi lżej, wiedząc, że coś fajnego mnie czeka! Ale tak naprawdę tylko jeden jest zaplanowany na tip top, a wiążę się z weselem, tutaj ciężko przełożyć termin, i negocjować. Trzeba jechać na prawdziwe wiejskie wesele, na ścianie wschodniej. Ale do rzeczy.

Na majówkę zostajemy w domu, tutaj trzeba było dostosować się do harmonogramu leczenia i planu wizyt u lekarzy. Miałam już w pełni zaplanowany wyjazd w Pieniny, ale musiałam wszystko odwołać. Cóż, życie. Ale, ale. Majówka trwa cały maj, a jeżeli wyjeżdżamy na sam koniec maja, z okazji kolejnego długiego weekendu, to chyba dalej jest to majówka? Naszym celem będą Bieszczady. Czemu nie Pieniny? Bo po drodze musimy odwiedzić babcię A. w Zamościu. Górom jednak nie sposób odmówić! Podobno w Bieszczady jedzie się jedynie pierwszy raz, potem tylko wraca Dlatego też wracamy. Co prawda w nieco inne miejsce, ale najważniejsze, że w Bieszczady!

W sierpniu wybywamy na wesele, więc znów czeka na nas Zamość. W planie mam oczywiście Lublin i najbliższą okolicę. Coś czuję, że to będzie fajny tydzień. Zawsze kiedy jadę na Roztocze to mam wrażenie, że nic nie widziałam! Bardzo lubię tamtejszy spokój, brak tłumów i klimat.

W październiku zaś robimy powtórkę z zeszłorocznego października. Wracamy do Chorwacji! Tym razem mamy również plany by zatrzymać się na dwa, trzy dni w Słowenii i nieco bliżej poznać ten kraj. Pokochałam Chorwację, świetnie się tam czułam i nie mogę doczekać się powrotu!

Po drodze chcę eksplorować okolicę, czyli Kaszuby i Wybrzeże. Już wiem, że pewien majowy weekend spędzę właśnie nad kaszubskim jeziorem. Często mam wrażenie, że ta najbliższa okolica jest przeze mnie pomijana, na korzyść tych dalszych miejsc. Ale koniec z tym! Mam cały maj, czerwiec i lipiec na weekendowe zwiedzanie i na pewno będę się dzielić z Wami moimi małymi odkryciami i powrotami po długim czasie!

A jakie są Wasze plany?

Ścieżka dźwiękowa-Depeche Mode-Cover me

Morskie wytchnienie, czyli hop na Półwysep

Nie od dziś wiadomo, że morze mnie bardzo uspokaja i dodaje optymizmu. Zima to najlepszy moment by ruszyć na Półwysep i ominąć te wszystkie korki i tłumy ludzi dookoła.

Bazą są Chałupy, bezludne, takie ciche i spokojne. A jednak wiatr potrafi w głowie wszystko poustawiać i odpowiednio naprostować. I od razu mi lżej.

Ścieżka dźwiękowa- BENJAMIN BIOLAY – Palermo Hollywood

Z wizytą w Starej Bašce

Ostatnio mój blog jest dość chaotyczny, ale to wszystko przez całkowity brak czasu. Ale w tym chaosie, nagle naszła mnie myśl- a zabiorę ich do Starej Baśki, gdzie spędziłam przepiękne popołudnie i wypiłam mrożoną kawę z najcudowniejszym widokiem na świecie. Czyli wracamy do Chorwacji. Mam nadzieję, że wybaczycie mi tą moją chaotyczność, i chętnie pojedziecie ze mną na małą wycieczkę!

Do Starej Baśki udaliśmy się na obiad. Co ciekawe, nasi przyjaciele, którzy na wyspę KRK jeżdżą co roku, nigdy w niej nie byli. Na wyspie znajdziecie też dużo bardziej popularną miejscowość o nazwie Baśka, ale co jak co, ja wolę odwiedzać te mniej znane miejsca. A co mnie podkusiło by jechać tutaj? Opis trasy, który miał zapierać dech w piersiach. I tak było!

Krajobraz był iście księżycowy. Te nagie skały, błękit morza i nieba. Niewielka roślinność, która wydawała się niemal oazą, na tle wzgórz. Było też dużo zakrętów, i chwil, kiedy nie wiedziałam gdzie się patrzeć. Po drodze warto wiele razy się zatrzymywać i chłonąć te bajeczne widoki, które były jakby nie z tej ziemi.

Kiedy dojechaliśmy do Starej Baśki, to co mnie zaskoczyło, to jej rozmiary. To w zasadzie wioska, cicha i spokojna. Nie ma tutaj plaży, a jedynie kusi marina. Przez to było tutaj jak spokojnie, bardzo kameralnie. Na ulicy rosły sobie figi i oliwki. Ale też brak ludzi ma swój minus. Nie udało nam się znaleźć ani jednej otwartej tawerny, gdzie można było zjeść cokolwiek. Wszystko zamknięte, bo już po sezonie. A przecież to był upalny dzień!

Dzięki uprzejmości jednej pani, która właśnie kończyła sprzątać swój lokal, mogliśmy napić się mrożonej kawy. Lokal znajdował się na wzgórzu i widoki z tarasu, po prostu zrobiły mi to popołudnie!

Tak, to był przepiękny dzień. Magiczne popołudnie, zresztą sami zobaczcie!

Ścieżka dźwiękowa-Nothing But Thieves – Welcome to the DCC

Lubiatowo po wichurze

Dziś zabieram Was na małą wycieczkę. Moje kochane Lubiatowo. Zimowa sceneria, po wichurach, które zabrały połowę plaży i klifu. Smutny to widok. Ale mam nadzieję, że to piękne miejsce odbuduje się bez ingerencji człowieka, i będzie cieszyć swoją dziką naturą!

A jeżeli nie macie planów na weekend, to koniecznie idźcie na długi, długi spacer!

Ścieżka dźwiękowa- Elvis Presley – Suspicious Minds

Podróż autem do Chorwacji. Moje wrażenia.

Jak już wiecie, w październiku ruszyliśmy do Chorwacji. Nie wiem czy wiecie, ale jestem ogromną wręcz panikarą, jeżeli chodzi o podróże samolotowe. Mnie stresuje nawet sama bliskość lotniska, czy widok samolotu. Nie wiem czy kiedykolwiek się odważę na taką podróż. Dlatego wybierając kierunki podróży, wybieram te opcje, które są dostępne albo samochodem, albo przy pomocy pociągu. Mieliśmy to szczęście, że nasi przyjaciele, do Chorwacji wybierają się jedynie autem, więc opcji innych nie braliśmy pod uwagę. Przed nami długa podróż!

Jak wiecie mieszkam w Trójmieście, w tej bardzo północnej części, patrząc w górę. Do pokonania mieliśmy 1432 km. Brzmi całkiem poważnie, prawda? Jak to wspominam?

W pierwszą część podróży udaliśmy się w piątek, naszym celem był bowiem Kraków. Tutaj droga zajęła nam ponad 7,5 godziny. W Krakowie spędziliśmy dwa dni, no niecałe, bo w niedzielę wstaliśmy o 3.30 i ślimaczym tempem zebraliśmy się na parking. Przed nami była ponad godzinna droga na Śląsk. W Katowicach czekali na nas K&K. Około 6 rano,w totalnej ciemności ruszyliśmy ku naszej przygodzie, mieliśmy do pokonania dokładnie 895 km. Pierwszy postój mieliśmy po godzinie, na ostatniej krajowej stacji BP zjedliśmy wspaniałe śniadanko, zajęło nam to około 45 minut. Najedzeni ruszyliśmy w drogę, minęliśmy Czechy i wjechaliśmy do Austrii. Za Wiedniem mieliśmy postój numer dwa, herbata, toaleta i znów w drogę. Najgorszym doświadczeniem było dla mnie wydukanie po niemiecku prośby o zieloną herbatę. Jak się okazuje, po niemal 20 latach, nie pamiętam prawie nic. A uczyłam się bite 6 lat języka naszych zachodnich sąsiadów. Kolejny przystanek, to już Chorwacja. Powiem Wam, że nigdy nie spotkałam się z tak solidnie zaopatrzoną stacją paliw. Ilość ciast, deserów, świeżo wyciskanych soków i kanapek, robionych na miejscu, zdecydowanie wzmagała głód. Na miejsce docelowe, czyli na wyspę KRK, dojechaliśmy chwilę przed 17. Trasa wiodła przez Czechy, Austrię i Słowację. Była malownicza, obyło się bez korków. Co mnie zaskoczyło? To, że poszła tak gładko, i tego zmęczenia, nie było czuć.

W drugą stronę mieliśmy ruszyć przed 7 rano. No, ale jak w to w życiu bywa, w aucie byliśmy chwilę przed 9 rano. I tutaj mieliśmy w pamięci to, że dziś musimy pokonać całą trasę do domu. Trafiliśmy na dość dużo korki po stronie Czeskiej. Mieliśmy 3 postoje, i w Katowicach byliśmy już o zmierzchu, bo nieco przed 19. Szybkie przepakowanie bagaży, i naszym autem ruszyliśmy do domu. Wracaliśmy autostradą i nasz obiad, wypadł dopiero o 21, wtedy to znaleźliśmy pierwszą knajpę, gdzieś pod Łodzią. Ostatni postój, nieplanowany, mieliśmy przed zjazdem z A1 na Obwodnicę Trójmiasta, kiedy to o północy, A, musiał zrobić przerwę, wypić jednym łykiem espresso i chwilę odpocząć. W domu byliśmy nieco przed 1 w nocy.

Same podróże oceniam naprawdę świetnie. Mieliśmy na stanie dwóch kierowców, no nawet trzech. Dzięki temu nikt się nie zmęczył i w razie czego mógł poprosić o zmianę. Widoki na trasie były zachwycające! Te tunele wyrzeźbione w pasmach górskich, widoki Alp, piękna Słowacja i bajkowe chorwackie wybrzeże. Mimo tego, że miałam ze sobą dwie książki, niewiele czytałam, więcej wyglądałam za okno! Lecąc samolotem, nie da się tyle zobaczyć. Co mnie zaskoczyło, to brak zmęczenia i znużenia. Droga ma wiele miejsc na postoje, stacje paliw są regularnie ulokowane, świetnie wyposażone, i w większości bez problemu dogadacie się po angielsku. Mieliśmy też farta, że K i K, to weterani podróży do Chorwacji, więc ogarnęli wszystkie winietki, które są obowiązkowe podczas jazd po zagranicznych autostradach.

Podróż, dzielona na dwie pary, w obie strony, ekonomiczną hybrydą, wyszła nas dość tanio i śmiało mogę powiedzieć- mogę ją powtórzyć, choćby dziś!

Ścieżka dźwiękowa- Depeche Mode- World in my eyes

Jastrzębia Góra, czyli jak uciec od tłumów w sezonie.

Uwielbiam Pomorze. Nie dziwię się, że takie tutaj mamy tłumy w sezonie. Ale, ale. Mieszkanie tutaj na stałe ma ten plus, że kiedy znikają turyści, ja mam dalej te same miejsca, dla siebie. Jest cicho, pusto i tak spokojnie!

Jak już pewnie wiecie, spokoju to mi ostatnio brakowało. Dlatego tak bardzo doceniam takie chwile. Musicie mi wierzyć, zimny, poranny wiatr, skutecznie wybija złe myśli z głowy.

Ścieżka dźwiękowa- Cheap Trick – The flame

Pocztówki z Sandomierza

Listopadowa pogoda nie nastraja mnie optymistycznie. Dlatego przenieśmy się do pięknego Sandomierza, gdzie wybieramy się na wycieczkę. Co ciekawe, kiedy tam byłam, też padało. Ale letni deszcz był całkiem przyjemny.

Sandomierz to jedno z piękniejszych miast w Polsce. Romantyczne, klimatyczne, wymusza niespieszny rytm zwiedzania. Najlepiej gubić się bez planu. Zachodzić do knajpek, siadać i rozkoszować lokalnymi przysmakami. Chłonąć atmosferę, koniecznie spróbować lokalnego wina.

Sandomierzu, lubię do ciebie wracać. Kusisz, przyciągasz jak magnes. Sprawiasz, że w tym szalonym świecie, łapię oddech.

Ach, jak chciałabym tam wrócić. Sandomierz, to slow life w pigułce.

Ścieżka dźwiękowa- Depeche Mode – It Doesn’t Matter 

Migawki z Poznania

Wrzesień był czasem podróży. Jedną niedzielę spędziłam w Poznaniu. Był to bardzo intensywny dzień. W zasadzie to A., był w pracy, ja pojechałam, jako osoba towarzysząca. Pierwszy raz miałam okazję pochodzić po Malcie, wcześniej skupiałam się tylko na Rynku. A z racji tego, że centrum miasta jest w przebudowie, odpuściłam sobie te rejony. Za to chętnie pospacerowałam po rozległej Malcie, korzystając z prawdziwie letniej aury. Z kubkiem aromatycznej kawy, odwiedziłam Ostrów Tumski, który kojarzy mi się z Paryżem. Następnie, na Starym Rynku, poszłam śladami Magdy Gessler, do przytulnej, włoskiej knajpki.

To był naprawdę miły dzień. Ale znów, mam niedosyt i chętnie wrócę!

Ścieżka dźwiękowa- Lady Pank – Kryzysowa Narzeczona

Magiczny Vrbnik

Czas uchylić rąbka tajemnicy. Otóż, uciekliśmy od polskiej jesieni i ruszyliśmy ku słońcu. Październik zaczęliśmy w pięknej Chorwacji. Przyznaję szczerze, gdyby ktoś mi powiedział rok temu, że 2023 rok, będzie tak obfity w wydarzenia, chyba bym go wyśmiała. Po zakupie mieszkania, kredycie, urządzaniu i szalejącej inflacji, myślałam, że w tym roku jedyne co nas czeka, to wyjazd do Zamościa, do rodziny męża. A reszta to spacery na naszą plażę i relaks na własnym RODOSIE. A tymczasem dobra organizacja, planowanie i cóż, dużo, dużo pracy, sprawiły, że tych wyjazdów w tym roku było całkiem sporo. A kumulacją był właśnie nasz wyjazd do Chorwacji. Także szykujcie się na dużo, dużo chorwackich opowieści i wspomnień.

Korzystając z tego, że w weekend byłam słomianą wdową, postanowiłam zacząć moją relację z podróży i w nowym tygodniu zabrać Was do Vrbnika. To miasteczko położone jest około 30 minut od Ominsajl, na wyspie Krk, która była naszą bazą. Cała wyspa jest magiczna, ale to na wspomnienie wizyty w Vrbniku, mam motyle w brzuchu i wielki uśmiech na twarzy.

Gdzieś przeczytałam, że miasteczko Vrbnik najlepiej się zwiedza bez planu i potwierdzam. Po prostu zanurza się w uliczki i chłonie atmosferę. A zapewniam, że na każdym kroku, jest co oglądać i czym się zachwycać. Chociaż Stare Miasto, nie jest duże i rozległe, to gwarantuję Wam, że stracicie tam z dwie, a nawet trzy godziny. My byliśmy tam całe cztery godziny, gdyż zrobiliśmy postój na pizzę.

Ryneczek, czyli Stare Miasto znajduje się na wzgórzu, dlatego też oferuje nieziemskie widoki. Okala je morze, nie ma tam ogólnodostępnych plaż, ale jest cudowna marina i liczne trasy spacerowe. Samo miasteczko posiada bardzo ścisłą zabudowę. Uliczki są wąskie i gęsto zabudowane. Kamienne mury obronne, dodają temu miejscu prawdziwej magii. Co rusz można poczuć oddech historii i po prostu zachwycać każdym kolejnym krokiem. Przyznaję, dla mnie ten spacer mógł się w ogóle nie kończyć.

Vrbnik posiada najwęższą uliczkę na świecie. Posiada też najmniejsze drzwi. Są to takie ciekawostki, które z pewnością warto poznać i zobaczyć bliżej. To co mnie zaskoczyło, to bardzo zadbane podwórka, pełne kwiatów. Czyściutkie i gotowe do celebracji każdej chwili. W ogóle, całe miasteczko jest niesamowicie zadbane i tak samo niesamowicie czyste. Wyobraźcie sobie miasteczko bez ani jednego papierka na ulicy! Wszyscy szanują to miejsce i naprawdę traktują jak swój dom. Dużo klimatycznych knajpek i sklepików z lokalnymi wyrobami. A co tam mamy dobrego? Dużo lawendy. Pyszne, lokalne wina i czekolady, oczywiście z dodatkiem lawendy, płatków róży czy słodkich fig.

Szczerze Wam powiem, zakochałam się w tym uroczym miasteczku. Od widoków można dostać zawrotów głowy. Na pewno tam wrócę!

Ścieżka dźwiękowa- Andy Williams – Where do I begin