Dziś jest święto wszystkich dzieci, to idealna okazja, by wrócić do bajek mojego dzieciństwa.
Jako mała dziewczynka uwielbiałam oglądać Małą Syrenkę. I to dość nałogowo, jeden raz, podczas choroby obejrzałam go z dziadkiem Stasiem cztery razy z rzędu. Byłam zakochana w tej bajce, w Arielce, w Sebastianie i rezolutnej żółtej rybce, zwanej Flounder. Poprosiłam dziadka by zrobił mi koronę, bo przecież jak Arielka jestem księżniczką i muszę ją mieć. Marzyłam też o bufiastej sukni ślubnej i ślubie z przystojnym księciem. Miałam z 5 lat, więc to całkiem zrozumiałe. Kochałam tę bajkę i przez rok obejrzałam ją tyle razy, że padła mi kaseta! Ciężko mi powiedzieć czemu to właśnie ona stała się moją ukochaną bajką, ale tak właśnie było.

Smerfy, nie bałam się Gargamela, nie chodziłam grzecznie spać, lubiłam się bać. O dziwo Gargamel ze swoim Klakierem mieli u mnie dużą dawkę sympatii. Uwielbiałam Smerfetkę i Marzyciela. Uwielbiałam odwiedzać ich wioskę w porze Wieczorynki. Nawet nie wiecie, ile bym dała, mając te 5 lat, by zjadł mnie telewizorek, i bym mogła choć przez jeden dzień zamieszkać w ich wiosce. I przeżywać te wszystkie przygody! Szkoda, że dzisiejsze animacje nie są takie urocze i bajkowe, jak właśnie Smerfy.

Król Lew. Tej bajki nikomu nie trzeba przedstawiać, ponadczasowa, cudowna historia, która wycisnęła ze mnie wiele łez. Pamiętam jak poszłam z mamą i siostrą do kina na Króla Lwa. Było to nieistniejące już kino Neptun na ulicy Długiej,w samym centrum Gdańska. Mój tata chodził po gdańskich uliczkach z wózkiem, w którym smacznie spał, mój 3 miesięczny brat. A ja oglądałam piękną bajkę o miłości, przyjaźni, i woli przetrwania. Pokochałam Timona i Pumbę i z uporem maniaka powtarzałam Hakuna Matata. Piękne to były czasy, magiczne wspomnienia. I ciągle uwielbiam ten oryginalny obraz, tak ciepły, kolorowy i przyjazny dzieciom.

Yattaman. Ach, to moja dziecięca zakazana przyjemność. Moja mama jakoś niespecjalnie lubiła tę bajkę, a ja za nią szalałam. Uwielbiałam ten mało ogarnięty „gang”, złożony z trójki bohaterów. I te ich kosmiczne roboto-pojazdy. Za każdym razem wybierali inny „pojazd”, a ja w napięciu czekałam, co to będzie. To było maksymalnie dziwnie i niesamowicie wręcz wciągające!

Czarodziejka z księżyca. Mydło, powidło, miód- kto to pamięta? Bardzo lubiłam ten serial, miałam laleczki z Czarodziejką z księżyca. Ach, to czasy początków mojej podstawówki, kiedy to wszystkie dziewczynki szalały na punkcie tego serialu. Zbierałyśmy karteczki, laleczki, i długopisy z Czarodziejkami. Chodziłyśmy do siebie na oglądanki i dyskutowałyśmy niemal jak dorosłe panny o tym, co widziało się na ekranie.

Muminki. Ta bajka bywała mroczna! I kilka razy nawet się solidnie wystraszyłam, ale ogólnie uwielbiałam ten klimat, nie mogłam się doczekać każdego następnego odcinka. Ubóstwiałam Małą Mi. Pewnie dlatego, że nieco mi przypominała pewną osóbkę, czyli mnie. Dużą sympatią darzyłam też Mamę Muminka, która zawsze gotowała pyszności i niczym angielska królowa, ciągle nosiła torebeczkę. Zawsze szkoda mi było Włóczykija, ach, jak ja chciałam go przytulić i jakoś tak życiowo pocieszyć!

A jakie są Wasze ulubione bajki z dziecięcych lat?
Ścieżka dźwiękowa-